Owsianka, na którą czekam cały miesiąc delikatnego, codziennego wyjadywania masło orzechowego prosto ze słoika. Zawsze irytuje mnie pytanie "z czym ty zjadasz to masło, przecież to takie tłuste!" prawie na równi z pytaniem "czy wybrałaś już specjalizację?" Dzisiaj sposób podpatrzony u Canette, pierwszego bloga na którego wchodzę po otwarciu oczu. Owsianka, która podbiła moje serce na amen ;)
1/2 szkl wody + 1/2 szkl mleka - gotujemy. Gdy zawrze, dorzucamy 3 łyżki płatków owsianych (górskich) i miodu na czubek łyżki (moim zdaniem dokarmiam tym bardziej duszę niż język, no bo przecież wiem że tam jest coś słodkiego). Wczoraj uświadomiono mnie, że jeśli po 4 minutach gotowania moje płatki są jeszcze półsurowe, to zamiast jeść surową owsiankę, mogłabym ją po prostu gotować dłużej. Człowiek niby taki mądry, a tu...
Podajemy w słoiku po maśle orzechowym, gdzie pozostałości w całości i bezapelacyjnie apetycznie rozpuszczają się w naszej owsiance. Na wierzch dorzucamy garść pokrojonej nektarynki - zbytek łaski.
Ideał ^^ Te pytania też mnie irytują, a to o maśle to już szczyt głupoty ludzi bez wiedzy o zdrowym odżywianiu i basta :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam owsiankę w słoiku ;)
OdpowiedzUsuńWygląda świetnie. A masło orzechowe to samo zdrowie :)
OdpowiedzUsuń